Co prawda rok jeszcze nie minął od mojego pierwszego treningu, ale w marcu już pewnie będziemy startować i będzie temat na inne teksty. Do napisania tych kilku zdań skłoniła mnie piękna wiosenna pogoda w zimie i jakiś sposób motywacji siebie samego do biegania. Najprawdopodobniej uległem krajowej modzie na bieganie – co jest ze wszechmiar pozytywnym zjawiskiem, lub popadłem w stan pożegnania z młodością ze względu na swój wiek. Każdy powód jest dobry jeśli prowadzi do ogólnej poprawy zdrowia i samopoczucia. Jeśli tekst czytać będą osoby, które nie znają mnie za dobrze to pragnę wyjaśnić, że moja przygoda z bieganiem nie rozpoczęła się wiosną 2017 roku. Kiedyś dawno temu w odległej galaktyce a na pewno w nie tym wieku próbowałem swych sił w biegach. Głównie skupiając się do dystansów średnich na stadionie i z rzadka próbując sił na trasach przełajowych czy ulicznych. Sukcesów wielkich nie odniosłem, ale prędkości ponad 20 km/h rozwijane bez większych problemów teraz są mi dane tylko na rowerze i to wyraźną pomocą wiatru lub wzniesienia.
Zdjęcie z dekoracji Biegu z Słubic. Wygrał Mariusz Staniszewski przed Darkiem Dobrowolskim vl Kapsel i Wiesiem Paradowskim. Tam na 1 jeszcze Jurek Sak.
Do biegania dłużej niż przez 4 min. na stadionie namówił mnie mój przyjaciel Marek Wasilewski, który w dniu pisania tego tekstu obchodzi urodziny. To taki mój mały prezent urodzinowy. Głównie za Jego sprawą udawało mi się bez problemów pokonywać dystans 10 km w 33-32 min. a nawet razu pewnego po niżej 32 min. Ale to było możliwe nie tylko dzięki systematycznej pracy, młodości czy namiastki talentu, ale również wadze ciała i ściśle określonej diecie żywieniowej. Pod koniec wieku XX odeszły mi wszelkie wody na bieganie i postanowiłem żyć jak wszyscy. Czyli hodować nałogi i nie zdrowe przyzwyczajenia. Tak mi to dobrze szło, że w pewnym momencie mojej nowej kariery osiągałem wyniki bliskie 100 kg. Jak sobie przypominam to nigdy na siłowni nie zbliżyłem się do takich osiągnięć. Przy mojej lekkiej budowie kostnej wyglądało to nawet zabawnie, ale nie poszedłem dalej tym kierunku. Wiosna 2017 roku definitywnie podjąłem decyzję o powrocie do biegania. Przygotowywałem się do tego mentalnie już 3 miesiące. Prawdę pisząc to nawet już bym wcześniej wyszedł biegać, ale na całe szczęście leżał śnieg i dbając o swoje zdrowie – od zaledwie kilku tygodni zresztą – nie mogłem narazić mojego organizmu na jakąkolwiek kontuzję. W decyzji – mam nadzieje, że najważniejszej w moim dalszym życiu – o powrocie pomógł mi trenejro Darek Kruczkowski i nie wiem czy wie, ale tym samym uratował kilka istnień świńskich. Oczywiście bym skłamał, że nagle porzuciłem swoje nałogi i zamiłowanie do kuchni staropolskiej wzbogaconej o światowe wynalazki fastfoodowe. Nie wolno tak nagle odcinać tlenu nawet jak ma to szczytne cele.
W dniu mojego pierwszego startu po blisko miesiącu odstawiania głupa z dietom i udawaniu biegacza ważyłem już mniej niż 90 kg. I w końcu przyszedł mój debiut na klasycznym dystansie 10 kilometrów – co w światku biegowy stanowi pewien wyznacznik do dalszych rozważań na temat szans biegacza na sukces w dalszej części kariery. W kwietniu 2017 roku pokonałem dystans 10 km w 54 minuty. W listopadzie roku 2017 ten sam dystans pokonałem w 44 minuty. Przypadek? Nie sadze. Te kilka miesięcy to nie do końca szczęśliwy okres. Były błędy nowicjusza takie jak próby przyspieszenia okupione spuchniętymi Achillesami czy ułański debiut w biegu górski. Nie da się w kilka miesięcy nadrobić kilkudziesięciu lat tak jak nie da się zaczynając biegać nauczyć się tego w kilkaset dni.
Jeśli można to zobrazować liczbami to między czasem osiągniętym na początku, a na końcu sezonu to 10 minut. Między waga w kwietniu 88 kilogramów, a waga w listopadzie to także 10. czy to przypadek? Nie sądzę. Ktoś zaraz pomyśli: Nich zbije jeszcze 10 i dyszkę pobiegnie w 34 minuty. Jest to pewien pomysł, ale mam już inne pomysły i sama dyszka już mi nie wystarcza. Nie mniej oddawanie 1 kilograma za 1 minutę jest mi nawet po drodze.
P.S. Pozdrawiam w tym miej całą moją grupę biegową Karkonosz Running Teami trenejro Darka oraz wszystkich, którzy mnie zawsze wspierali w moich nie tylko sportowych przygodach.
Do zobaczenia na trasach biegowych.